Strona:PL Balzac - Ostatnie wcielenie Vautrina.djvu/189

Ta strona została uwierzytelniona.

skarbem wymagającej damy. Nie odzywał się do służącego, który stał przy kracie od Wybrzeża, zawsze otwartej w ciągu dnia.
— Czego chcesz? co mam uczynić? rzekła pani de San-Esteban w umówionej gwarze.
Gwara ta polegała na dodawaniu końcówek na ar albo or, na al albo i, w ten sposób aby zniekształcić słowa, bądź francuskie bądź w specjalnem narzeczu, rozciągając je. Były to szyfry dyplomatycznego klucza, zastosowane w żywem słowie.
— Złóż wszystkie listy w bezpiecznem miejscu, weź najbardziej kompromitujące dla tych damulek, wróć przebrana za włóczęgę do sali czekalnej i czekaj tam moich rozkazów.
Azja czy Jakobina uklękła, jakby do błogosławieństwa; fałszywy ksiądz pobłogosławił ciotkę z ewangelicznem namaszczeniem.
Addio, marchesa, rzekł głośno. I (dodał umówionem narzeczem) odnaleź Europę i Paccarda z siedmiuset tysiącami które zdmuchnęli, potrzebuję ich.
— Paccard jest tu, odparła nabożna margrabina ze łzami w oczach, pokazując strzelca.
Ta sprawność inteligencji wydarła nietylko uśmiech ale i gest zdumienia temu człowiekowi, którego zadziwić mogła tylko jego ciotka. Fałszywa margrabina obróciła się ku świadkom sceny, jak kobieta nawykła do grania komedji.
— Jest w rozpczy, że nie może się udać na pogrzeb swego dziecka, rzekła łamaną francuszczyzną: okropna omyłka sądowa wydobyła na jaw tajemnicę tego świętego człowieka!... Śpieszę właśnie na mszę przy ciele. Oto, panie dyrektorze, rzekła podając sakiewkę pełną złota, oto dla ulżenia doli więźniów.
Szyk ciotunia, szepnął jej do ucha zadowolony bratanek.
Jakób udał się za dozorcą, wiodącym go na łąkę.
Bibi-Lupin, w rozpaczy, ściągnął wreszcie na siebie uwagę prawdziwego żandarma, któremu, od chwili odejścia Jakóba, dawał rozpaczliwe znaki aby zajął jego miejsce. Ale zaciekły wróg