— Abyś wziął na siebie sprawę Magdzi...
Zgniłek żachnął się gwałtownie, ale, pod niezłomnem spojrzeniem daba, wrócił do uległej postawy.
— Więc co, już wierzgasz! już mi patrzysz na ręce! No, cztery morderstwa a trzy, to nie jedność?
— Może.
— Na czarta fanandelów, ty nie masz czerwonki (krwi) w żyłach. A ja myślałem o tem aby cię ocalić!...
— Jak? Głupcze! jeśli się przyrzeknie oddać wosk rodzinie, wykpisz się tem że pójdziesz do kółka (dożywotnie więzienie). Nie dałbym hopka (grosza) na twoją makówkę, gdyby mieli blachy w ręku, ale w tej chwili wart jesteś siedmset tysięcy franków, frajerze!
— Dab! Dab! wykrzyknął Zgniłek w upojeniu.
— Nie licząc, ciągnął Jakób, że zrzucimy morderstwo na Ruffarda... Od jednego zamachu Bibi-Lupin weźmie w łeb... Mam go!
Zgniłek wrósł w ziemię oszołomiony tą myślą, oczy jego rozszerzyły się, był jak posąg. Uwięziony od trzech miesięcy, mając nazajutrz zasiąść na ławie oskarżonych, miał za doradców jedynie manusów z La Force, którym nic nie rzekł o wspólnikach. Po rozważeniu zbrodni, uznano położenie za tak beznadziejne, że plan ów nie przyszedł do głowy żadnej z tych przyskrzynionych inteligencyj. Toteż, pozór nadziei oszołomił go zupełnie.
— Czy Ruffard i Godet zaczęli już hulać? czy przewietrzyli już parę sztuczek blachy? spytał Jakób.
— Nie śmieją, odparł Zgniłek. Hycle czekają aż ja dam łeb pod kosę. Tak mi doniosła binia przez Jałówkę, która tu przyszła odwiedzić Buhaja.
— Zatem, będziemy mieli ich chelichy w ciągu doby! wykrzyknął Jakób Collin. Hycle nie będą mogły zwrócić tak jak ty, ty będziesz biały jak śnieg, a cała krew spadnie na nich! Staniesz się, za mojem staraniem, uczciwym chłopcem, którego oni wciągnęli. Obrócę twój majątek na to, aby postarać się o alibi w innych
Strona:PL Balzac - Ostatnie wcielenie Vautrina.djvu/195
Ta strona została uwierzytelniona.