Strona:PL Balzac - Ostatnie wcielenie Vautrina.djvu/210

Ta strona została uwierzytelniona.

Mina i koncept wywołały uśmiech na zgnębionych twarzach obu książąt a nawet pobożnej księżnej.
— Cztery lata minęło, jak nie pisałam czułych liścików!... No cóż, jesteśmy ocalone? spytała Djana, która, pod dziecinnemi figlami, skrywała niepokój.
— Jeszcze nie! rzekł książę de Chaulieu. Nie macie pojęcia, jak wszelkie samowolne postępki są dziś utrudnione. Dla konstytucyjnego króla to jest jak niewierność dla mężatki; to jego zdrada małżeńska.
— Jego słodki grzeszek! rzekł książę de Grandlieu.
— Owoc zakazany! rzekła Djana z uśmiechem. Och! chciałabym być rządem; dla mnie nie istnieje już ten owoc; schrupałam wszystko.
— Och! droga! droga! rzekła nabożna księżna, idziesz za daleko.
Dwaj książęta, słysząc powóz zatrzymujący się z kopyta przed wjazdem, skłonili się paniom i przeszli do gabinetu, dokąd wprowadzono nowoprzybyłego. Był nim nie kto inny jak naczelnik kontr-policji Dworu, policji politycznej, tajemniczy i potężny Corentin.
— Proszę, rzekł książę de Grandlieu, proszę, panie de Saint-Denis.
Corentin, zdziwiony pamięcią księcia, przeszedł pierwszy, skłoniwszy się głęboko obu magnatom.
— To zawsze o tego samego człowieka, lub z jego przyczyny, drogi panie, rzekł książę de Grandlieu.
— Ależ on nie żyje.
— Został jego kompan, zauważył książę de Chaulieu, groźny kompan.
— Galernik Collin, dorzucił Corentin.
— Mów, Ferdynandzie, rzekł książę de Chaulieu do byłego ambasadora.
— Nędznik ten stał się niebezpieczny, podjął ten; aby so-