Strona:PL Balzac - Ostatnie wcielenie Vautrina.djvu/229

Ta strona została uwierzytelniona.

— Mogę panu dać przeczytać... Ale, nieprawdaż, bez kawałów? gramy w uczciwe karty?... Odda mi pan listy z powrotem i zabroni pan mnie szpiegować, śledzić i przyglądać się osobie, która je przyniesie.
— To potrwa długo? spytał generalny prokurator.
— Nie, jest wpół do dziesiątej... odparł Jakób spoglądając na zegar; otóż, za cztery minuty, będziemy mieli po jednym liście każdej z tych dam: po przeczytaniu, odwoła pan gilotynę! Gdyby rzeczy nie miały się tak jak mówię, nie stałbym tu tak spokojnie... Te damy wiedzą zresztą...
Pan de Granville uczynił gest zdziwienia.
Muszę w tej chwili ostro się krzątać, puszczą w ruch samego ministra, dotrą, kto wie? do króla... A zatem, daje mi pan słowo honoru, że nie będziesz starał się poznać osoby, która tu przybędzie, ani też ścigać jej i śledzić przed upływem godziny?
— Przyrzekam!
— Dobrze, wierzę: panbyś nie zechciał oszukać galernika! Pan jesteś z tego kruszczu, z jakiego odlany był Turenne, dotrzymujesz słowa danego złodziejom... Otóż, w wielkiej czekalni, znajduje się w tej chwili żebraczka w łachmanach, staruszka, w samym środku sali. Rozmawia pewnie z pisarzem publicznym, radzi się go o jakiś proces... Poślij pan woźnego, aby ją przyprowadził, mówiąc jej: Dabor ti mandana. Przyjdzie... Ale nie bądź pan okrutny bez celu!... Albo pan przyjmujesz moje propozycje, albo nie chcesz paktować z galernikiem... Zważ pan: jestem tylko fałszerzem!... Nie zostawiaj tedy Calviego w mękach oczekiwania...
— Egzekucja już odwołana... Nie chcę, rzekł pan de Granville do Jakóba Collin, aby Sprawiedliwość dała się zawstydzić zbrodniarzowi.
Collin popatrzał na generalnego prokuratora z pewnem zdumieniem; pan de Granville pociągnął za dzwonek.
— Nie zechce pan uciekać? Daj mi słowo, zadowolę się niem. Idź sam po tę kobietę.