Strona:PL Balzac - Ostatnie wcielenie Vautrina.djvu/235

Ta strona została uwierzytelniona.

— Przebaczam wam, ciągnął dab, pod warunkiem że nie popełnicie już podobnych błędów i że odtąd będziecie dla mnie niby te dwa palce prawej ręki, rzekł pokazując wskazujący i pośredni; kciuk, to ta zacna binia!
I poklepał ciotkę po ramieniu.
— Słuchajcie mnie. Odtąd, ty, Paccard, nie potrzebujesz się niczego obawiać, możesz wyściubić nos na Paryż bez obaw! Pozwalam ci zaślubić Prudencję.
Paccard ujął rękę Jakóba i ucałował ją z pokorą.
— Co mam czynić? spytał.
— Nic, będziesz miał pieniądze i kobiety, nie licząc własnej, bo z ciebie hultaj, mój stary!... Oto co znaczy być zanadto przystojnym.
Paccard zarumienił się od drwiącej pochwały swego sułtana.
— Tobie, Prudencjo, trzeba stworzyć stanowisko, karjerę, przyszłość. Zostaniesz w moich usługach. Słuchaj mnie dobrze. Istnieje, przy ulicy św. Barbary, magazyn należący do pani de Sainte-Estève, od której ciotka pożycza niekiedy nazwiska... To przyzwoity interes, z dobrą klientelą, przynosi, ot, piętnaście do dwudziestu tysięcy rocznie. Stara Sainte-Estève prowadzi ten zakład za pośrednictwem...
— Gonory, rzekła Joanna.
Poduszki biednego Zgniłka, rzekł Paccard. Tam schroniłem się z Europą, kiedy umarła biedna Van Bogseck, nasza pani...
— Kto tam szczeka, gdy ja mówię? zawołał Jakób.
Najgłębsza cisza zapanowała w fiakrze; Prudencja i Paccard nie śmieli już ani spojrzeć po sobie.
— Sklep znajduje się tedy pod zarządem Gonory, ciągnął Collin. Jeżeliś się tam ukrył z Prudencją, widzę, Paccard, że masz dosyć sprytu aby napuścić łapucajnię (oszukać policję), ale nie jesteś dość szczwany aby wystrugać ciotunię... rzekł głaszcząc ciotkę pod brodę. Rozumiem teraz, jak zdołała cię odnaleźć. Wrócicie tedy obecnie do Gonory... Zatem: Joanna dobije z panią Nou-