krzyczeć; ale zerwał się, pobiegł ku wejściu i dał znak żandarmowi aby obsadził drzwi. Następnie, z szybkością błyskawicy, wrócił do swego wroga, który przyglądał mu się spokojnie. Collin powziął już decyzję.
— Albo generalny prokurator chybił słowa, albo też Bibi-Lupin działa z własnego popędu, wówczas trzeba wyjaśnić położenie. — Chcesz mnie aresztować? spytał Jakób swego wroga. Powiedz poprostu, bez dodatków. Czyż nie wiem, że w gnieździe, na którem siedzi jura, jesteś mocniejszy odemnie? Zmiażdżyłbym cię jednem uderzeniem, ale nie zjadłbym żandarmów i kordonu. Nie róbmy hałasu; gdzie mnie chcesz prowadzić?
— Do pana Camusot.
— Chodźmy do pana Camusot, odparł Jakób. Ale czemu nie do generalnego prokuratora? To bliżej, dodał.
Bibi-Lupin, który wiedział, że nie ma miru u wysokich władz sądowych, podejrzewających go iż zrobił majątek kosztem zbrodniarzy i ich ofiar, nie był od tego aby się zjawić w prezydjum z takim łupem.
— Chodźmy, rzekł, doskonale! Ale skoro się poddajesz, pozwól że ci założę bransoletki, boję się twoich karesów!
I wyjął z kieszeni kajdanki.
Jakób wyciągnął ręce, Bibi-Lupin ujął mu wielkie palce w kajdanki.
— No, tak! a teraz, skoroś taki zgodliwy, podjął, opowiedz mi w jaki sposób wyszedłeś z Conciergerie?
— Jak i ty, schodami.
— Spłatałeś tedy nowy kawał?
— Pan de Granville wypuścił mnie na słowo.
— Bimbasz (żartujesz)?
— Przekonasz się!... Kto wie, może ciebie ubiorą w bransoletki.
W tej samej chwili, Corentin mówił do generalnego prokuratora:
Strona:PL Balzac - Ostatnie wcielenie Vautrina.djvu/242
Ta strona została uwierzytelniona.