Strona:PL Balzac - Ostatnie wcielenie Vautrina.djvu/247

Ta strona została uwierzytelniona.

Montauran, sprawę Simense... Ba, to istne bitwy pod Marengo w zakresie detektywa.
— A więc, spytał Corentin, czy ma pan szacunek dla pana generalnego prokuratora?
— Tak, rzekł Jakób skłaniając się ze czcią, jestem pełen podziwu dla jego charakteru, hartu, szlachetności, i dałbym życie za to aby był szczęśliwy. Toteż, zacznę od tego, że położę koniec niebezpieczeństwu pani de Sérizy.
Generalny prokurator uczynił mimowolny gest radości.
— A więc, spytaj go pan, podjął Corentin, czy nie mam pełnomocnictwa, aby cię wyrwać z haniebnego stanu w jakim się znajdujesz i przywiązać cię do mej osoby?
— To prawda, rzekł pan de Granville, przyglądając się galernikowi.
— Naprawdę! otrzymam rozgrzeszenie z przeszłości i widoki następstwa po panu Corentin, skoro dam dowody zdatności?
— Między ludźmi takimi jak my nie może być nieporozumień, odparł Corentin z pozorem wielkoduszności na którą każdyby się złapał.
— A ceną transakcji jest zapewne wydanie korespondencji?... spytał Jakób.
— Sądziłem, że nie potrzeba tego mówić...
— Drogi panie Corentin, rzekł Ołżyśmierć z ironją godną Talmy w roli Nikodema, dziękuję panu. Wdzięczny jestem, ze dowiedziałem się ilem wart i jaką wagę przywiązuje ktoś do tego aby mnie pozbawić mej broni... Nie zapomnę tego nigdy... Będę zawsze i o każdej porze do pańskich usług i, zamiast powiedzieć, jak mi proponujesz: „Uściskajmy się...“ ściskam cię oto z miejsca...
Chwycił Corentina z taką chyżością że ten nie mógł się obronić od uścisku, przycisnął go do piersi jak lalkę, ucałował w oba policzki, uniósł w jednej ręce jak piórko, otworzył drugą drzwi i postawił go za drzwiami, obolałego od tego brutalnego chwytu.