Strona:PL Balzac - Ostatnie wcielenie Vautrina.djvu/259

Ta strona została uwierzytelniona.

— Nie, chodziło o życie biednego Teodora, ułaskawią go.
— A ty?
— Ja będę, czem mi pisano! Zawsze nasz światek będzie drżał przede mną... Ale do roboty! Powiedz Paccardowi, aby się wziął ostro do dzieła, i Europie aby spełniła moje rozkazy.
— Et, głupstwo, już wiem jak sobie poradzić z Gonorą!... rzekła straszliwa Joanna Collin. Nie straciłam czasu na romansach.
— Musisz znaleźć do jutra tę korsykańską dziewczynę, Ginettę, ciągnął Jakób, uśmiechając się do ciotki.
— Trzebaby mieć jaki ślad?...
— Znajdziesz przez Jasnowłosą Manon, odparł Jakób.
— Załatwi się, do wieczora! odparła ciotka. Nagłyś jak kogut. Jest tedy szparga (zysk)?
— Chcę, na początku karjery, przewyższyć wszystko co zrobił kiedy Bibi-Lupin. Miałem pogwarkę z potworem który mi ubił Lucjana, i żyję tylko poto aby się na nim zemścić! Będziemy, dzięki naszej pozycji, jednako zbrojni, jednako opancerzeni. Trzeba mi będzie wielu lat aby dosięgnąć tego człowieka; ale ugodzę go w samą pierś.
— Musiał ci przyrzec w duchu ten sam poczęstunek, rzekła ciotka; przygarnął córkę Peyrade’a, wiesz, tę smarkatę, którą sprzedało się pani Nourisson?
— Pierwszy punkt, to wpakować mu służącego.
— To będzie trudno, musi znać się na tem! rzekła Joanna.
— Ba! nienawiść utrzymuje przy życiu! Do pracy!
Wziął fiakra i udał się natychmiast na quai Malaquais do swego pokoiku, nie łączącego się z apartamentem Lucjana. Odźwierny, zdziwiony jego widokiem, chciał coś wspomnieć o świeżych wypadkach.
— Wiem wszystko, odparł ksiądz. Wmięszano mnie, mimo mego duchownego charakteru, w to zajście; ale, dzięki interwencji ambasady, wypuszczono mnie na wolność.