oderwane wyrazy, mieszając język francuski i hiszpański w sposób pozbawiony sensu.
W La Force, komedja ta powiodła się tem lepiej, ile że naczelnik bezpieczeństwa (skrócenie słów: naczelnik brygady policji bezpieczeństwa), Bibi-Lupin, który niegdyś zaaresztował Jakóba Collin w pensjonacie pani Vauquer[1], wyjechał w jakiejś misji na prowincję, zastępcy zaś jego zbrodniarz był nieznany.
Bibi-Lupin, ex-galernik, towarzysz Jakóba z kaźni, był jego osobistym wrogiem. Źródłem tej nieprzyjaźni były zwady, w których Jakób Collin zawsze był górą, oraz zazdrość o władzę, jaką Ołży-Śmierć miał nad kompanami. Wreszcie, Collin był, przez dziesięć lat, opatrznością zbiegłych galerników, ich głową, doradcą w Paryżu, skarbnikiem, a tem samem antagonistą Bibi-Lupina.
Mimo tedy iż zamknięty w oddzielnej celi, Collin liczył na inteligentne oddanie Azji, swojej prawej ręki, a może i na Paccarda, swoje ramię lewe. Miał nadzieję ujrzeć Paccarda z powrotem na swoje rozkazy, z chwilą gdy ten zbyt gorliwy hultaj ulokuje skradzioną sumę. Oto przyczyna nadludzkiej baczności, z jaką ogarniał wszystko w czasie drogi. Rzecz dziwna! nadzieja ta miała się ziścić w całej pełni.
Dwie potężne ściany świętojańskiej arkady powleczone były, do wysokości sześciu stóp, płaszczem wiekuistego błota bryzgającego nieustannie z rynsztoków; przechodnie mieli wówczas, dla ochrony od przejeżdżających wozów i pojazdów, jedynie kamienne słupy, oddawna wyszczerbione uderzeniami osi. Niejeden raz, wóz kamieniarski zmiażdżył tam niedość baczną ofiarę. Taki był Paryż długi czas, i to w wielu dzielnicach. Szczegół ten objaśni jak ciasna była świętojańska arkada i jak łatwo ją było zabarykadować. Jeden fiakier jadący od placu Grève, jeden wózek z jarzyną lub z jabłkami, a już zjawienie się trzeciego wehikułu powodowało zator. Przechodnie umykali przerażeni, szukając słup-
- ↑ Ojciec Goriot.