sędziego na prowincji prezydentem, z prezydenta zaś sędzią śledczym w Paryżu. W ciągu półtora roku przez które zasiadał w najważniejszym trybunale w kraju, Camusot zdołał już, dzięki poleceniu księżnej de Maufrigneuse, oddać się na usługi drugiej wielkiej damie, nie mniej potężnej, magrabinie d’Espard: ale tym razem nie powiodło mu się. Jak wspomnieliśmy na początku opowiadania[1], pragnąc się zemścić na pani d’Espard, która zamierzyła ubezwłasnowolnić[2] swego męża, Lucjan zdołał przedstawić fakty we właściwem świetle prezydentowi najwyższego trybunału oraz hrabiemu de Sérizy. Dwie te wysoko połażone osobistości przechyliły szalę na korzyść margrabiego d’Espard, margrabina zaś jedynie dzięki wspaniałomyślności męża uniknęła nagany trybunału. Dowiedziawszy się o uwięzieniu Lucjana, pani d’Espard wysłała natychmiast swego szwagra, kawalera d’Espard, do pani Camusot, wskutek czego pani Camusot pospieszyła do pałacu dostojnej margrabiny. Wróciwszy do domu, tuż przed obiadem, pociągnęła męża do sypialni.
— Jeżeli zdołasz posadzić tego zarozumiałego smarkacza de Rubempré na ławie oskarżonych i sprawić aby go skazano, rzekła mu do ucha, zostaniesz rajcą królewskiego trybunału...
— Jakto?
— Pani d’Espard pragnęłaby wyprawić na szafot tego biednego chłopca. Ciarki przeszły mi po plecach: trudno wyrazić, ile nienawiści może się mieścić w takiej salonowej lali.
— Nie mięszaj się do spraw sądowych, odparł Camusot.
— Ja, mięszać się! rzekła. Gdyby nawet ktoś słyszał moją rozmowę z margrabiną, nie domyśliłby się o co chodzi. Byłyśmy obie tak rozkosznie obłudne, jak ty ze mną w tej chwili. Chciała mi podziękować za twoje życzliwe usługi w jej sprawie: mimo niepowodzenia, czuje dla ciebie szczerą wdzięczność. Wspomniała o straszliwej władzy, jaką prawo daje wam, sędziom. „To straszne musi