ny ruch ręką, tak bardzo uderzyła go pozorna dobra wiara z jaką Collin dostarczał mu sposobów dojścia do celu. Niech pani spróbuje sobie przypomnieć pensjonarzy mieszkających tam w epoce uwięzienia Jakóba Collin.
— Był pan Rastignac, doktór Bianchon, ojciec Goriot, panna Taillefer...
— Dobrze, rzekł ksiądz, nie przestając śledzić Jakóba, którego twarz pozostała niewzruszona. Więc cóż, ten ojciec Goriot?...
— Umarł, rzekła pani Poiret.
— Panie sędzio, rzekł Jakób, wiele razy spotykałem u Lucjana niejakiego pana de Rastignac; otóż, jeżeli to ten o którego chodzi, nigdy nie wziął mnie za galernika, z którym ktoś sili się mnie pomieniać...
— Pan de Rastignac i doktór Bianchon, rzekł sędzia, zajmują obaj tego rodzaju pozycję społeczną, że ich świadectwo, w razie jeśli wypadnie korzystnie, wystarczyłoby aby panu wrócić wolność. — Coquart, wygotuj pan dwa wezwania.
W kilka minut, ukończono formalności tyczące zeznań pani Poiret; Coquart odczytał jej protokół, który podpisała; obwiniony odmówił podpisu, tłumacząc iż nie zna form procedury sądowej we Francji.
— No, dość na dziś, musi pan odczuwać potrzebę jakiegoś posiłku, każę pana odprowadzić do celi.
— Och, nadto źle się czuję aby móc jeść, rzekł Jakób.
Camusot pragnął aby chwila powrotu Jakóba Collin do celi zeszła się z godziną przechadzki na łące; ale wprzód chciał mieć od dyrektora Conciergerie odpowiedź na rozkaz jaki dał mu rano, zadzwonił przeto aby posłać woźnego. Woźny zjawił się z wiadomością, iż odźwierna domu w którym mieszkał pan de Rubempré pragnie oddać ważny dokument tyczący sprawy. Okoliczność ta tak pochłonęła uwagę pana Camusot, iż zapomniał o swym zamiarze.
— Niech wejdzie! rzekł.
Strona:PL Balzac - Ostatnie wcielenie Vautrina.djvu/83
Ta strona została uwierzytelniona.