architekta pracującego w Presles... Stańno, Pietrek, wysiądę na chwilę.
Pietrek dobił aż do końca wioski Moisselles, do gospody w której zatrzymują się pasażerowie. Ten kawałek drogi upłynął w głębokiem milczeniu.
— Do kogo jedzie ten mały ladaco? spytał hrabia Pietrka, pociągnąwszy go w kąt dziedzińca.
— Do rządcy pana hrabiego. To syn biednej kobiety, która mieszka przy ulicy de la Cerisaie; noszę tam często owoce, zwierzynę, drób; niejaka pani Husson.
— Kto jest ten pan? zagadnął Pietrka ojciec Léger, skoro hrabia się oddalił.
— Dalibóg, nie wiem, odparł Pietrek, wiozę go pierwszy raz; ale to mógłby być ów książę, do którego należy zamek w Maffiers; mówił mi właśnie, że wysiada w drodze, nie jedzie do Isle-Adam.
— Pietrek myśli, że to jest pan z Maffiers, rzekł do Jerzego ojciec Léger, wracając do dyliżansu.
W tej chwili trzej młodzi ludzie, spłoszeni jak złodzieje schwytani na uczynku, nie śmieli na siebie spojrzeć wzajem, widocznie mocno zajęci skutkami swoich kłamstw.
— Oto co się nazywa wdepnąć, rzekł Mistigris.
— Widzicie, że znam hrabiego, rzekł Oskar.
— Możebne, odparł Jerzy, ale nie będzie pan nigdy ambasadorem, odparł Jerzy. Kiedy się chce
Strona:PL Balzac - Pierwsze kroki; Msza Ateusza.djvu/105
Ta strona została przepisana.