Strona:PL Balzac - Pierwsze kroki; Msza Ateusza.djvu/107

Ta strona została przepisana.

go straszliwy niepokój. Zjeżdżano właśnie bystrem zboczem Le Cave, u stóp którego, w ważkiej dolinie, na końcu wielkiego lasu Saint-Martin, znajduje się wspaniały zamek Presles.
— Panowie, rzekł hrabia, życzę wam powodzenia w waszych pięknych karjerach. Niech się pan pojedna z królem francuskim, panie pułkowniku: Czarni-Jerzowie nie powinni żyć w zwadzie z Burbonami. Panu niema co przepowiadać, panie Schinner, sława już przyszła do pana i zarobił pan na nią swemi wspaniałemi dziełami; ale jest pan tak niebezpieczny, że ja, który jestem żonaty, nie śmiałbym panu dać pola do sławy u siebie na wsi. Co do pana Hussona, nie potrzebuje protekcji; posiada tajemnice mężów Stanu, może się stać groźny. Co się tyczy pana Léger, jedzie oskubać hrabiego de Sérisy; mogę go tylko prosić, aby się ostro wziął do rzeczy.
— Wysadź mnie tutaj, Pietrek, zabierzesz mnie jutro z powrotem, dodał hrabia, który wysiadł zostawiając swoich towarzyszów podróży skonfundowanych.
— To się nazywa wziąć nogi za pas, rzekł Mistigris widząc pośpiech, z jakim podróżny zniknął w parowie.
— Och! to ten hrabia który wynajął Franconville, on tam idzie, rzekł ojciec Leger.
— Jeżeli kiedy, rzekł fałszywy Schinner, przyjdzie mi ochota bujać w dyliżansie, sam siebie wyzwę na pojedynek. To twoja wina, Mistigris, dodał uderzając chłopca po kaszkiecie.