Strona:PL Balzac - Pierwsze kroki; Msza Ateusza.djvu/108

Ta strona została przepisana.

— Och! ja tylko pojechałem za panem do Wenecji, odparł Mistigris. Ale, kto chce psa uderzyć, sam w niego wpada.
— Czy pan wie, rzekł Jerzy do swego sąsiada Oskara, że, gdyby to był przypadkiem hrabia de Sérisy, nie chciałbym się znajdować w pańskiej skórze, mimo że jest wolna od chorób.
Oskar, myśląc o przestrogach matki, którą mu te słowa przypomniały, zbladł i wytrzeźwiał.
— Są panowie na miejscu, rzekł Pietrek, zatrzymując się przed okazałą bramą.
— Jakto? już! wykrzyknęli równocześnie malarz, Jerzy i Oskar.
— A to historja, rzekł Pietrek. Jakto, panowie, więc żaden z was nie był tutaj? Ależ to zamek Presles.
— A, dobrze, mój przyjacielu, rzekł Jerzy odzyskując tupet. Idę na folwark Moulineaux, dodał nie chcąc zdradzić towarzyszom podróży że udaje się do zamku.
— Jakto! pan przyjechał do mnie? rzekł ojciec Léger.
— Jakim sposobem?
— Jestem dzierżawcą z Moulineaux. A pan, pułkowniku, czego pan sobie odemnie życzy?
— Skosztować pańskiego masełka, odparł Jerzy biorąc tekę.
— Pietrek, rzekł Oskar, oddajcie moje rzeczy u rządcy, idę prosto do zamku.
I Oskar puścił się ścieżką, nie wiedząc dokąd idzie.