wszy rzut oka jego właściwego charakteru. Wszystko przyczyniało się do tego nieporozumienia. Włosy miał szpakowate. Niebieskie oczy, duży orli nos dawały mu wyraz tem bardziej złowrogi, ile że oczy były trochę zbyt blisko osadzone; ale szerokie wargi, owal twarzy, dobroduszne wzięcie zdradziłyby obserwatorowi dobrego człowieka.
Stanowczy, szorstki w mowie, imponował wielce Oskarowi swą przenikliwością, płynącą z uczucia jakie miał dla niego. Przyzwyczajony przez matkę uwielbiać rządcę, Oskar czuł się zawsze mały w obecności pana Moreau; znalazłszy się w Presles, uczuł odruch niepokoju, jakgdyby lękał się czegoś złego ze strony tego dobrego przyjaciela, swego jedynego protektora.
— I cóż, Oskarze, coś mi nie bardzo wydajesz się rad, że jesteś tutaj? rzekł rządca. Będziesz się dobrze bawił, nauczysz się jeździć konno, strzelać, polować.
— Nie umiem, rzekł głupio Oskar.
— Poto cię sprowadziłem, żeby cię nauczyć.
— Mama mówiła mi, abym nie zostawał dłużej niż dwa tygodnie z powodu pani Moreau...
— Och, zobaczymy, odparł Moreau, dotknięty nieco tem, że Oskar podaje w wątpliwość jego domową władzę.
Młodszy syn rządcy, chłopak piętnastoletni, barczysty, zwinny, nadbiegł.
— A, rzekł ojciec, zaprowadź kolegę do matki.
I rządca udał się szybko najkrótszą drogą po
Strona:PL Balzac - Pierwsze kroki; Msza Ateusza.djvu/111
Ta strona została przepisana.