Strona:PL Balzac - Pierwsze kroki; Msza Ateusza.djvu/12

Ta strona została przepisana.

zbyt jaskrawe, aby żandarm, zasadniczo sympatyzujący z Pietrkiem, mógł poniechać spisania protokółu. Tak więc, wehikuł Pietrkowy tryndał w pewne soboty popołudniu lub poniedziałki rano po piętnastu pasażerów; ale wówczas, swemu staremu wielkiemu koniowi zwanemu Kasztan, Pietrek przydawał towarzysza w osobie małego konika, dla którego nie miał dosyć słów pochwały. Konik ten, była to klacz imieniem Sarenka; jadła mało, żywa była jak iskra, niestrudzona, warta swojej wagi złota.
— Moja żona nie oddałaby jej za tego nieroba Kasztana! wołał Pietrek, kiedy podróżny pozwolił sobie zażartować z tej miniatury konia.
Różnica między tym a drugim powozem była taka, że drugi powóz był na czterech kołach. Powóz ów, dziwacznej budowy, zwany powóz na czterech kołach, brał po siedemnastu pasażerów, a miał ich mieścić tylko czternastu. Robił hałas tak straszny, że często w Isle-Adam mówiono: „O, jedzie Pietrek!” kiedy wyjeżdżał z lasu porastającego zbocze. Podzielony był na dwie części, z których pierwsza, zwana środek, mieściła sześciu pasażerów na dwóch ławeczkach, a druga — rodzaj kabrjelotu umieszczonego z przodu — nazywała się przodkiem. Przodek ten zamykał się niewygodną i dziwaczną szybą, której opis zająłby zbyt wiele miejsca aby można było o niej mówić. Powóz o czterech kołach uwieńczony był krytą imperjałką, w której Pietrek mieścił sześciu pasażerów, a którą zasłaniało się skórzanemi firankami. Pietrek sadowił się na siedzeniu prawie niewidzialnem, umieszczonem poniżej oszkle-