Strona:PL Balzac - Pierwsze kroki; Msza Ateusza.djvu/120

Ta strona została przepisana.

artystów, robić panom honory zamku. Kochamy bardzo sztuki piękne, a zwłaszcza artystów, dodała strojąc minki, toteż proszę panów, chciejcie się czuć zupełnie jak u siebie w domu. Na wsi, wiecie panowie, niema ceremonji, trzeba aby każdy miał swobodę, inaczej wszelka przyjemność się kończy. Mieliśmy tu już pana Schinnera...
Mistigris popatrzał szelmosko na towarzysza.
— Zna go pan zapewne, dodała Estella po pauzie.
— Któż go nie zna, pani? odparł malarz.
— Znany jest jak zły szezlong, dodał Mistigris.
— Pan Grindot wspomniał mi pańskie nazwisko, spytała pani Moreau, ale...
— Józef Bridau, odparł malarz bardzo zaintrygowany tem co za rodzaj kobiety ma przed sobą.
Mistigris zaczynał się buntować w duchu przeciw protekcyjnemu tonowi pięknej rządczyni, ale czekał, zarówno jak Bridau, jakiegoś słowa, gestu, któreby go oświeciły, jakiegoś zdradzieckiego słówka, które malarze, ci okrutni urodzeni obserwatorowie śmieszności, żeru swoich ołówków, chwytają tak skwapliwie. Przedewszystkiem, grube ręce i grube nogi Estelli, chłopskiej córki z okolic Saint-Lô, uderzyły dwóch artystów; potem parę wyrażeń trącących pokojówką, parę zwrotów kłócących się z wykwintem tualety, odsłoniły nagle malarzowi i jego uczniowi ich ofiarę. Jedoym rzutem oka po-