Strona:PL Balzac - Pierwsze kroki; Msza Ateusza.djvu/129

Ta strona została przepisana.

— Ba! to dobry człowiek, ubawił go pan. Niech pan prędko idzie do zamku, ja spieszę do jego Ekscelencji. Gdzie hrabia rozstał się z wami?
— Na górze.
— Nic nie rozumiem! wykrzyknął Moreau.
— Ostatecznie, bujałem go, ale nie ubliżyłem mu, powiedział sobie piszczyk.
— A poco pan tu przyjechał? spytał rządca.
— Ależ przywiozłem akt sprzedaży folwarku Moulineaux, gotowiusieńki.
— Mój Boże, wykrzyknął rządca, ja nic nie rozumiem.
Moreau uczuł, że mu serce wali jak młotem, kiedy, zapukawszy dwa razy do drzwi swego pana, usłyszał:
— Czy to pan, panie Moreau?
— Tak, Ekscelencjo.
— Proszę.
Hrabia wdział białe spodnie, lakierowane trzewiki, białą kamizelkę i czarny frak, na którym błyszczała, po prawej, gwiazda Wielkiego Krzyża Legji, po lewej w butonierce wisiało na złotym łańcuszku Złote Runo. Błękitna wstęga odcinała się od kamizelki. Hrabia sam się uczesał i wystroił, zapewne aby przyjąć Marguerona w swoim pałacu w Presles; może też aby olśnić nieboraka blaskiem wielkości.
— I cóż, panie Moreau, rzekł hrabia siedząc i pozwalając rządcy stać, nie możemy dojść do porozumienia z Margueronem?
— W tej chwili żadałby za folwark za drogo.