Strona:PL Balzac - Pierwsze kroki; Msza Ateusza.djvu/137

Ta strona została przepisana.

niejszy kąt, gdyż blada twarz opiekuna matki przeraziła go.
— I cóż, mój drogi, rzekła Estella wchodząc dosyć zmęczona wszystkiem co musiała zdziałać, co tobie?
— Moje dziecko, jesteśmy zgubieni i to bez ratunku. Nie jestem już rządcą Presles, straciłem zaufanie hrabiego.
— Dlaczego! skąd?
— Ojciec Léger, który jechał w pietrkowym dyliżansie, objaśnił go o sprawie Moulineaux: ale nie to wydarło mi na zawsze jego łaskę...
— A co?
— Oskar wyrażał się źle o hrabinie, i wypaplał o chorobach hrabiego...
— Oskar!... wykrzyknęła pani Moreau. Jesteś ukarany, mój drogi, tem czem grzeszyłeś. Warto było żywić tego węża na łonie?... Ile razy ci mówiłam...
— Dosyć! rzekł Moreau zmienionym głosem.
W tej chwili Estella i jej mąż ujrzeli zaszytego w kąt Oskara. Moreau rzucił się na nieszczęsne dziecko jak sęp na swą ofiarę, chwycił go za kołnierz oliwkowej surduciny i przyciągnął go do okna.
— Mów! coś ty powiedział Jego Ekscelencji w powozie? Co za bies rozplątał ci język, tobie, który stoisz zawsze jak tuman ile razy pytam cię o co? Co tobie wpadło?... mówił rządca z niesłychaną gwałtownością.
Zbyt osłupiały aby płakać, Oskar milczał nieruchomy jak posąg.