Strona:PL Balzac - Pierwsze kroki; Msza Ateusza.djvu/142

Ta strona została przepisana.

strzeliłby jakiegoś bąka za którego hrabia by go odprawił.
— Mój Boże jak ty możesz tak się uprzedzać do biednego chłopca pełnego przymiotów, anielskiej słodyczy, niezdolnego uczynić nikomu nic złego?
W tej chwili trzask bicza, turkot szybko jadącej kolaski, parskanie koni które zatrzymały się pod bramą, sprawiły poruszenie na ulicy de la Cerisaie. Clapart, który usłyszał że wszystkie okna się otwierają, wyszedł na balkon.
— Odwożą ci Oskara pocztą! wykrzyknął tonem, w którym zadowolenie przebijało się pod szczerym niepokojem.
— Och! Boże, co się stało? rzekła biedna matka, trzęsąc się jak liść osiki.
Wszedł Brochon w towarzystwie Oskara i Poireta.
— Mój Boże, co mu się stało! powtarzała matka zwracając się do stajennego.
— Nie wiem, proszę pani, ale pan Moreau nie jest już rzondcą w Presles, powiedają że to syn panin jest tego przyczyną, i Jego Wysokość kazał go państwu odesłać. Zresztą oto list od biednego pana Moreau, który jest zmieniony, proszę pani, że strach patrzeć...
— Clapart, dwie szklanki wina dla pocztyliona i dla tego człowieka, rzekła matka, która osunęła się na fotel, aby przeczytać nieszczęsny list. — Oskarze, rzekła wlokąc się do łóżka, więc ty