Strona:PL Balzac - Pierwsze kroki; Msza Ateusza.djvu/146

Ta strona została przepisana.

w kolegjum, gdzie, mimo stypendjum, kosztowałeś nas koło ośmiuset franków rocznie. Teraz, kiedy moje nadzieje się rozwiały, twój los przeraża mnie! Nie mogę rozporządzić ani groszem z pensji pana Clapart na rzecz mego syna... Co ty poczniesz? Nie jesteś dość tęgi w matematyce, aby wstąpić na politechnikę, a potem skąd wezmę trzy tysiące franków pensji których tam wymagają? Oto życie w swojej nagiej prawdzie, moje dziecko! Masz ośmnaście lat, jesteś silny, zaciągnij się do wojska, to jedyny sposób zarobienia na chleb...
Oskar nie miał pojęcia o życiu. Jak wszstkie dzieci które wychowywano skrywając przed niemi domową nędzę, nie znał konieczności zrobienia majątku: słowo Handel nie budziło w nim żadnych myśli, słowo Urząd też niewiele mu mówiło, nie widział ich rezultatów. Z potulną miną, której starał się nadać wyraz smutku, słuchał napomnień matki, ale gubiły się one w próżni. Mimo to, myśl o wojsku i łzy kręcące się w oczach matki, doprowadziły również dzieciaka do płaczu. Skoro tylko pani Clapart ujrzała łzy spływające po policzkach Oskara, uczuła się bez siły; jak wszystkie matki w takiem położeniu, szukała zwrotu, któryby zakończył krytyczną rozmowę, w której matka cierpi za siebie i za dziecko.
— Słuchaj, Oskarze, przyrzeknij mi, że będziesz ostrożny na przyszłość, że nie będziesz paplał na prawo i na lewo, że pohamujesz swoją głupią próżność, że... i t. d., i t. d.
Oskar przyrzekł wszystko czego matka sobie