Strona:PL Balzac - Pierwsze kroki; Msza Ateusza.djvu/151

Ta strona została przepisana.

sot i Protez, oraz jego dwaj synowie, spadliby, jak to mówią, z księżyca, gdyby im ktoś objaśnił, co ich ojciec rozumie pod: śpiewać Alleluja. Ten roztropny starzec nie wspominał o swojem dożywociu dzieciom, które, widząc jego skromny tryb życia, myślały że on się wyrzekł wszystkiego dla nich i otaczały go podwójną tkliwością i względami. Toteż czasem mawiał do synów:
— Nie straćcie majątku, bo nie mam wam co zostawić.
Camusot, w którym widział pokrewną duszę i którego lubił na tyle że go dopuszczał do swoich hulanek, był jedynym wtajemniczonym w jego trzydzieści tysięcy renty. Camusot pochwalał filozofję starego, który, jego zdaniem, zapewniwszy szczęście dzieciom i chlubnie dopełniwszy swoich obowiązków, miał prawo wesoło dokończyć życia.
— Widzisz, chłopcze, powiadał mu ex-właściciel Złotego Kokona, mogłem się drugi raz ożenić nieprawdaż? Młoda żona dałaby mi dzieci... I ot. Florentyna kosztuje mnie taniej niż żona, nie nudzi mnie, nie da mi dzieci i nie przeje waszego majątku.
Camusot uwielbiał w Cardocie subtelny zmysł rodzinny, uważał go za wzór teściów.
— Umie, powiadał, połączyć dobro swoich dzieci z przyjemnościami, których tak naturalnem jest chcieć zakosztować na starość, skoro się strawiło życie w zaduchu sklepowym.
Ani Cardot, ani Camusotowie, ani Protezowie nie mieli pojęcia o egzystencji swej dawnej ciotki,