Strona:PL Balzac - Pierwsze kroki; Msza Ateusza.djvu/167

Ta strona została przepisana.

go wyłącznie pod przydomkiem Jerzego, i to nazwisko Marest nie mogło mu niczego przypomnieć.
— Panowie, rzekł Godeschal przy śniadaniu zwracając się do dependentów, oznajmiam wam przybycie nowego palestranta; że zaś jest bogaty jak Krezus, mam nadzieję że go nabierzemy na wspaniałe oblewanie...
— Dawajcie księgę, rzekł Oskar patrząc na pisarczyka, i bądźmy poważni.
Pisarczyk wdrapał się jak wiewiórka na półki aby wziąć rejestr położony na najwyższej półce, iżby tam obrastał kurzem.
— Ma portki, rzekł pisarczyk pokazując książkę.
Objaśnijmy ten wiekuisty koncept z Księgą, powszechnie wówczas uprawiany w kancelarjach. Niema jak śniadanie palestrantów, obiad poborców i wieczerza panów, to stare porzekadło z XVIII-go wieku zostało dotąd prawdziwe, przynajmniej co się tyczy palestry, dla każdego, kto spędził parę lat życia na studjowaniu tajników procedury u adwokata lub hipoteki u rejenta. W świecie palestranckim, gdzie tyle się pracuje, lubią zabawę tem goręcej iż jest rzadka; ale zwłaszcza lubią namiętnie rozkosz mistyfikacji. To tlómaczy do pewnego stopnia rolę Jerzego Marest w pietrkowym dyliżansie. Najposępniejszego dependenta wciąż nurtuje potrzeba kawałów i figlów. Instynkt, z jakim w świecie tych młodych gryzipiórków chwyta się i rozwija mistyfikację, żart, jest doprawdy zadziwiający; coś równego znalazłoby się