Strona:PL Balzac - Pierwsze kroki; Msza Ateusza.djvu/177

Ta strona została przepisana.

— Weźmiemy się do niego, rzekł Oskar.
Nazajutrz, o drugiej, Oskar ujrzał wchodzącego szefa kancelarji rejentalnej i poznał w nim Jerzego Marest.
— Hoho! toż to przyjaciel Alego Paszy, wykrzyknął swobodnie.
— O, pan tutaj, panie ambasadorze? odpa r Jerzy, przypominając sobie Oskara.
— Jakto, znacie się panowie? zapytał Godeschal.
— Myślę! Narobiliśmy głupstw razem, rzekł Jerzy; już temu więcej niż dwa lata... Tak, opuściłem pana Crottat i przeniosłem się do Hannequina właśnie z przyczyny tej afery...
— Co za afery? spytał Godeschal.
— Och, nic, odpowiedział Jerzy na znak Oskara. Chcieliśmy zbujać jednego para Francji, a tymczasem on nas wystrychnął na dudków... A więc, wy chcecie naciągnąć mego kuzyna...
— My nie naciągamy, rzekł Oskar z godnością, oto nasza konstytucja.
I podał słynny rejestr, otwarty w miejscu gdzie się znajdował wyrok wykluczenia, wydany na opornego, który, za fakt karygodnego sknerstwa, musiał opuścić kancelarję w roku 1788.
— Myślę sobie że to jest naciąganie, a oto postronek, odparł Jerzy, wskazując ucieszne archiwa. Ale mój kuzyn i ja jesteśmy bogaci i wyrżniemy wam bibę, jakiej jeszczeście nie widzieli i która pobudzi waszą imaginację protokółową. Jutro, w niedzielę, w Rocher-de-Cancale, o drugiej. Potem