Strona:PL Balzac - Pierwsze kroki; Msza Ateusza.djvu/18

Ta strona została przepisana.

— Zaczekam dwa, trzy kwadranse i oko, mój chłopcze, rzekł Pietrek zerkając na ładną, skórzaną walizkę, zamkniętą na mosiężny zamek z herbem na wierzchu.
— Dobra! więc bierzcie, rzekł lokaj zrzucając z ramienia walizkę, którą Pietrek uniósł, zważył, obejrzał.
— Masz, rzekł do stajennego, zawiń to dobrze w siano i załaduj do paki z tyłu. Niema nazwiska, dodał.
— Jest herb Jego Ekscelencji, odparł lokaj.
— Ekscelencji? Taka parada? Chodźcież na kieliszeczek, rzekł Pietrek mrugając okiem i kierując się do Kawiarni trybunalskiej, dokąd pociągnął lokaja. — Chłopiec, dwa absynty! zawołał wchodząc... Któż to jest wasz pan i dokąd się udaje? Nigdy go nie widziałem, spytał Pietrek trącając się ze służącym.
— I nie dziwota, odparł lokaj. Mój pan jeździ do was tylko raz na rok i to zawsze powozem. Woli dolinę Orge, gdzie ma najpiękniejszy park w okolicach Paryża, istny Wersal, dobra rodzinne, od nich ma nazwisko. Nie znacie pana Moreau?
— Administratora z Presles?
— Właśnie. Więc pan hrabia jedzie na dwa dni do Presles.
— A! będę wiózł pana hrabiego de Sérisy, wykrzyknął.
— Tak, mój chłopcze, tylko tyle. Ale baczność! rozkaz. Jeżeli macie kogo z tamtych stron w dyliżansie, nie wymieniajcie pana hrabiego, chce