Strona:PL Balzac - Pierwsze kroki; Msza Ateusza.djvu/195

Ta strona została przepisana.

— Czyś ty zwarjował? rzekła Florentyna. Zaczekaj tutaj, ja ci przyniosę tysiąc franków, spróbujesz się odegrać, ale nie ryzykuj więcej niż pięćset aby zachować pieniądze patrona. Jerzy gra byczo w ecarté, trzymaj za nim...
W rozpaczliwem położeniu Oskar przyjął propozycję.
— A, pomyślał sobie, więc są margrabiny zdolne do podobnych uczynków... Piękna, szlachetna i bogata, szczęśliwy ten Jerzy!
Wziął od Florentyny tysiąc franków w złocie i poszedł się zakładać za swoim mistyfikatorem, Jerzy przeciągnął już cztery razy, kiedy Oskar stanął przy nim. Gracze ujrzeli z przyjemnością nowego partnera, gdyż wszyscy z instynktem graczy stanęli po stronie starego napoleończyka Giaroudeau.
— Panowie, rzekł Jerzy, będziecie ukarani za waszą niewierność, czuję wenę. Dalej, Oskarze, do ataku.
Jerzy i jego partner przegrali pięć partji z rzędu. Strwoniwszy swoich tysiąc franków, Oskar, którym owładnął szał gry, chciał wziąć karty. Trafem dosyć częstym u tych który grają pierwszy raz, wygrał, ale Jerzy obałamucił go swemi radami, kazał mu zrzucać karty i często wydzierał mu je z rąk, tak iż ta walka dwóch woli, dwóch natchnień, zaszkodziła wenie. Toteż, około wpół do czwartej rano, po niespodzianych obrotach fortuny i zyskach, Oskar, który wciąż pił poncz, doszedł do tego że miał już tylko sto franków. Wstał