Strona:PL Balzac - Pierwsze kroki; Msza Ateusza.djvu/199

Ta strona została przepisana.

— Co zechce, odparł sucho stary Cardot, który skierował się ku drzwiom.
— Chwileczkę, papuśku, musisz wydobyć bratanka z nieszczęścia, w które popadł z mojej winy. Grał pieniędzmi swego pryncypała i przegrał, nie licząc tysiąca franków, które mu dałam aby się odegrał.
— Nieszczęśliwy, przegrałeś tysiąc pięćset franków? w twoim wieku!
— Och! wuju. wuju! wykrzyknął biedny Oskar, którego te słowa zepchnęły na samo dno rozpaczliwego położenia. Rzucił się przed wujem na kolana ze złożonemi rękami. Jest południe, jestem zgubiony, shańbiony... Pan Desroches będzie bez litości! Chodzi o ważną sprawę, o honor kancelarji. Miałem dziś rano iść do sądu wykupić wyrok Vandesessów! Co się stało?... Co ja pocznę?... Ratuj mnie przez pamięć mego ojca i mojej ciotki!... Chodź ze mną do pana Desroches, wytłómacz mu to, znajdź jakąś wymówkę!...
Zdania te były zmieszane z płaczem i szlochem, które byłyby wzruszyły sfinksa z pustyni Luksoru.
— I co, stary sknero, wykrzynęła tancerka która płakała, czy pozwolisz shańbić własnego bratanka, syna człowieka któremu zawdzięczasz majątek, bo on się nazywa Oskar Husson! Ratuj go, albo Titina nie chce cię za milorda!
— Ale skąd on się tu wziął? spytał stary.
— Ech! czyż nie widzisz że się upił i że padł tutaj ze snu i zmęczenia? Jerzy i jego kuzyn Fry-