Strona:PL Balzac - Pierwsze kroki; Msza Ateusza.djvu/20

Ta strona została przepisana.

ciska z ziemi całą jej wartość, i to dla swego pana! Zacny człowiek! często jeździ do Paryża, zawsze moim dyliżansem, daje mi dobry napiwek i zawsze ma mnóstwo zleceń do miasta. Po trzy, cztery paczki dziennie, dla pana, dla pani, słowem rachunek na pięćdziesiąt franków miesięcznie, nic tylko same zlecenia. Pani wprawdzie dmie trochę, ale kocha bardzo swoje dzieci, to ja je przywożę z kolegjum i ja je odwożę. Za każdym razem daje mi pięć franków, sama hrabina nie postawiłaby się lepiej. Och, za każdym razem kiedy mam kogoś, od nich albo do nich, jadę aż pod bramę pałacową... To się należy, nieprawdaż?
— Powiadają, że pan Moreau nie miał ani tysiąca talarów przy duszy, kiedy go brabia zrobił rządcą w Presles? rzekł lokaj.
— Ale od 1806, w siedemnaście lat, musiał przecie coś uciułać! odparł Pietrek.
— Prawda, rzekł lokaj potrząsając głową. Ostatecznie, panowie to bardzo pocieszny naród, i mam nadzieję że pan Moreau wyskrobał sobie omastę na chlebuś.
— Woziłem często do was dziczyznę, rzekł Pietrek, do waszego pałacu przy ulicy Chaussée d’Antin, i nigdy nie miałem zaszczytności oglądać pana ani pani.
— Pan hrabia to dobry człowiek, rzekł lokaj poufnie, ale, jeżeli żąda dyskrecji aby zapewnić sobie kognito, musi być jakiś skweres, tak my sobie kombinujemy w pałacu: bo pocóżby odmawiał