Strona:PL Balzac - Pierwsze kroki; Msza Ateusza.djvu/201

Ta strona została przepisana.

w jego izdebce, zeszła do kancelarji, gdzie ją przyjął Desroches. Oczywiście oddała mu przesyłkę. Czy to w sprawie kancelarji? spytał adwokat, ja jestem Desroches. — Niech pan zobaczy? odrzekła pokojówka. Desroches otworzył list. Widząc banknot pięćsetfrankowy, wrócił do gabinetu wściekły na Oskara. Usłyszał o wpół do ósmej Godeschala, który dyktował notyfikację wyroku swemu zastępcy; w kilka chwil później poczciwy Godeschal wszedł tryumfalnie do pryncypała.
— Czy to Oskar Husson był dziś rano u Simona? spytał Desroches.
— Tak, proszę pana, odparł Godeschal.
— A któż mu dał pieniądze? rzekł adwokat.
— Pan sam, rzekł Godeschal, w sobotę.
— Więc tu z nieba spadają pięćsetfrankówki? wykrzyknął Desroches. Słuchaj, Godeschal, ty jesteś dobry chłopiec, ale ten smarkacz Husson nie wart jest tyle. Nienawidzę głupców, ale bardziej jeszcze nienawidzę ludzi, którzy popełniają błędy, mimo ojcowskich starań jakiemy się ich otacza.
Podał Godeschalowi list Marjety i banknot w nim zawarty.
— Darujesz, że otwarłem, dodał, ale pokojówka siostry powiedziała mi, że to w sprawie tyczącej kancelarji. Odprawisz Oskara.
— Nieszczęsny chłopak kosztował mnie dużo trudu! rzekł Godeschal. Ten wałkoń Jerzy Marest jest jego złym duchem, powinien go unikać jak zarazy, bo nie wiem coby się stało za trzeciem spotkaniem.