Strona:PL Balzac - Pierwsze kroki; Msza Ateusza.djvu/202

Ta strona została przepisana.

— Jakto? spytał Desroches.
Godeschal odpowiedział w krótkości mistyfikację w czasie podróży do Presles.
— A, rzekł adwokat, swojego czasu, Józef Bridau opowiadał mi o tym kawale, to temu spotkaniu zawdzięczaliśmy łaskę, jaką hrabia de Sérisy okazał jego bratu[1].
W tej chwili zjawił się Moreau, miał bowiem ważny interes w sprawie spadku Vandenessów. Margrabia chciał rozparcelować dobra Vandenesse, brat jego, hrabia, sprzeciwiał się temu. Handlarz majątków zniósł tedy pierwszy ogień słusznych skarg, złowrogich przepowiedni, jakie Desroches wytrząsnął na Oskara. Wytworzyło to w najgorliwszym opiekunie nieszczęsnego chłopca przekonanie, że próżność jego jest nieuleczalna.
— Zrób pan zeń obrońcę, ma tylko jeden egzamin przed sobą, w tym zawodzie wady jego staną się może zaletą, bo miłość własna dodaje wymowy połowie obrońców.

W tej chwili Clapart był chory, a żona musiała go pielęgnować: ciężkie zadanie, obowiązek bez żadnej nagrody. Urzędniczyna dręczył tę biedną istotę, która aż dotąd nie znała jeszcze okrutnej nudy i jadowitej dokuczliwości, na jaką sobie pozwala w całodziennem sam na sam człowiek nawpół zidjociały, którego nędza zatruła tajonym jadem. Uszczęśliwiony że może wbijać szpileczki w tkliwy punkt matczynego serca, odgadł poniekąd

  1. Kawalerskie gospodarstwo.