Strona:PL Balzac - Pierwsze kroki; Msza Ateusza.djvu/204

Ta strona została przepisana.

ny kapiące złotem? Spadnie ci pewnego dnia na kark z długami...
— Sam nie wiesz już co wymyślić, aby mnie dręczyć! wykrzyknęła pani Clapart. Skarżyłeś się, że mój syn zjada twoją pensję, a nigdy cię nic nie kosztował. Oto dwa lata, jak nie masz żadnego pozoru wygadywania na Oskara; jest drugim dependentem, wuj jego i pan Moreau pokrywają wszystko, ma zresztą ośmset franków pensji. Jeżeli będziemy mieli chleb na stare lata, będziemy to zawdzięczali drogiemu chłopcu. Doprawdy, jesteś tak niesprawiedliwy...
— Nazywasz moje przewidywania niesprawiedliwością, odparł cierpko chory.
W tej chwili, ktoś zadzwonił żywo. Pani Clapart pobiegła otworzyć, i została w pierwszym pokoju z panem Moreau, który przyszedł złagodzić cios, jaki nowa lekkomyślność Oskara miała zadać biednej matce.
— Jakto, przegrał pieniądze kancelarji! wykrzyknęła pani Clapart ze łzami.
— A co, nie mówiłem! wykrzyknął Clapart, który zjawił się jak duch w drzwiach salonu, dokąd ściągnęła go ciekawość.
— Ale co my z nim poczniemy? spytała pani Clapart, której ból nie dozwolił odczuć tego ukłucia.
— Gdyby nosił moje nazwisko, odparł Moreau, pozwoliłbym mu spokojnie ciągnąć los do wojska; gdyby zaś wyciągnął zły numer, nie zapłaciłbym mu zastępcy. Oto już drugi raz syn pani robi głupstwo przez próżność. Ano cóż, próżność po-