Strona:PL Balzac - Pierwsze kroki; Msza Ateusza.djvu/214

Ta strona została przepisana.

bal, przeszedł, jak jego pan, z dawnego zbytku do codziennej pracy. Szwy były wytarte, kołnierz zatłuszczony, rękawy obstrzępione. I Jerzy ośmielał się ściągać uwagę żółtemi rękawiczkami, brudnemi coprawda, na których palcu rysował się czarną linją pierścionek. Na krawacie, przewleczonym przez złotą pretensjonalną obrączkę, zwisał jedwabny niby-to włosiany łańcuszek, na którym był z pewnością zegarek. Kapelusz, mimo że włożony dość chwacko, zdradzał, bardziej jeszcze niż wszystkie te objawy, nędzę człowieka niezdolnego zdobyć się na szesnaście franków na kapelusznika, będąc zmuszony żyć z dnia na dzień. Ex-kochanek od serca Florentyny wywijał laseczką o gałce złoconej ale straszliwie wytartej. Błękitne spodnie, kamizelka t. zw. szkocka, błękitny jedwabny krawat, perkalowa koszula w czerwone prążki, wyrażały, wśród tylu nieszczęść, taką żądzę błyszczenia, że kontrast ten był nietylko obrazem ale i nauką.
— I to jest Jerzy!... rzekł sobie w duchu Oskar. Człowiek, któregom zostawił z trzydziestoma tysiącami franków renty.
— Czy pan Piotrowski ma jeszcze miejsce w powozie? spytał ironicznie Jerzy.
— Nie, powóz jest zajęty przez pewnego para Francji, zięcia pana Moreau, barona de Canalis, jego żonę i teściową. Zostało mi już tylko jedno miejsce w środku.
— Tam do licha, zdaje mi się że pod każdym rządem parowie Francji jeżdżą pietrkową budą.