dlarz majątków, który stał się dubeltowym miljonerem.
— Wszystko się zmienia, rzekł Jerzy. Spójrz pan, czy gospoda pod Srebrnym Lwem i dyliżans pietrkowy podobne są do tego, czem były przed czternastu laty.
— Pietrek ma teraz sam całą komunikację w dolinie Oise, i wozownię pełną pięknych pojazdów. To obywatel z Beaumont, ma tam hotel, gdzie zatrzymują się dyliżanse, ma żonę i córkę które umieją się krzątać...
Starzec blisko siedemdziesięcioletni wyszedł z hotelu i przyłączył się do podróżnych, którzy czekali chwili odjazdu.
— Ano, ojczulku Reybert, rzekł Léger, czekamy już tylko pańskiego wielkiego człowieka.
— Oto jest, rzekł intendent hrabiego de Sérisy, pokazując Józefa Bridau.
Ani Jerzy ani Oskar nie poznali znakomitego malarza, w tej tak sławnej pooranej twarzy, nacechowanej ową pewnością siebie, która płynie z powodzenia. W klapie czarnego surduta lśniła czerwona wstążeczka Legji, strój zaś, bardzo wyszukany, świadczył o zaproszeniu na jakąś wiejską fetę.
W tej chwili, urzędnik trzymający w ręce kartkę papieru wyszedł z biura urządzonego w dawnej kuchni Srebrnego Lwa, i podszedł do pustego dyliżansu.
— Państwo de Canalis, trzy miejsca! krzyknął. Wszedł do środka i wymienił kolejno:
Strona:PL Balzac - Pierwsze kroki; Msza Ateusza.djvu/216
Ta strona została przepisana.