Strona:PL Balzac - Pierwsze kroki; Msza Ateusza.djvu/221

Ta strona została przepisana.

— I miał dzieci?
— Córkę. To zupełnie dosyć na człowieka który był wdowcem i to bezdzietnym, odparł stary Léger. Tak samo jak mój wspólnik Moreau, będę miał za zięcia sławnego człowieka.
— I, rzekł Jerzy zwracając się do ojca Léger niemal z uszanowaniem, mieszka pan zawsze w Isle-Adam?
— Tak, kupiłem Cassan.
— Brawo, w takim razie rad jestem, że obrałem dzisiejszy dzień na obrobienie doliny Oise, rzekł Jerzy. Możecie mi panowie dopomóc.
— W czem? spytał pan Léger.
— Oto jak, odparł Jerzy. Jestem urzędnikiem Nadzięi, towarzystwa które niedawno powstało, a którego statuty będą zatwierdzone królewskim dekretem. Instytucja ta daje po dziesięciu latach posagi młodym pannom, dożywotnią rentę starcom, opłaca wychowanie dzieci; daje wreszcie majątek całemu światu...
— Bardzo wierzę, rzekł ojciec Leger z uśmiechem. Słowem, jest pan agentem ubezpieczeń.
— Nie, panie, jestem inspektorem generalnym, powołanym do rozesłania korespondentów i agentów po całej Francji. Operuję sam jedynie w oczekiwaniu aż sobie dobierzemy agentów, ba znaleźć uczciwych agentów to rzecz równie trudna jak delikatna...
— Ale w jaki sposób stracił pan swoich trzydzieści tysięcy franków renty? rzekł Oskar do Jerzego.