tem medycyny, mieszkającym w nędznym pensjonacie w Dzielnicy Łacińskiej, znanym pod nazwą pensjonatu pani Vauquer[1]. Biedny chłopak poznał tam szpony owej dotkliwej nędzy, owego tygla z którego wielkie talenty wychodzą czyste i nieskalane. Są to niby djamenty, które zniosą każde uderzenie bez rysy. W żywym ogniu rozpętanych namiętności wyrabiają w sobie nieskazitelną uczciwość; ustawiczną pracą, jaką opancerzyli swoje niezaspokojone pragnienia, zaprawiają się do walk, jakie czekają genjusza. Horacy był to chłopak uczciwy, niezdolny paktować w rzeczach honoru, idący bez frazesów do rzeczy, gotów dla przyjaciela zastawić płaszcz, jak również oddać mu swój czas i bezsenne noce. Słowem, był to jeden z owych przyjaciół, którzy nie troszczą się o to co otrzymują w zamian za to co dają, pewni iż kiedyś z kolei otrzymają więcej niż będą dawać. Większość przyjaciół miała dlań ów głęboki szacunek, jaki budzi cnota bez popisu; wielu bało się jego sądu. Ale przymioty te Horacy roztacza bez pedanterji. Ani purytanin, ani kaznodzieja, klął z wdziękiem udzielając rady, i nie wylał za kołnierz skoro się nastręczyła sposobność. Dobry kompan, nie płochliwszy w hulance od kirasjera, szczery i łatwy (nie jak marynarz, bo marynarz jest dziś szczwanym dyplomatą, ale jak dzielny chłopak, który nie potrzebuje nic ukrywać w życiu), szedł z podniesioną głową i śmiejącemi się
- ↑ Ojciec Goriot.