z lekarzy Szpitala Bożego ujął Despleina przy Bianchonie pod ramię.
— Co pan robił w kościele Saint-Sulpice, drogi mistrzu? rzekł.
— Byłem u księdza, który ma próchnicę kolana i którego księżna d’Angoulême raczyła mi< polecić, odparł Desplein.
Lekarz zadowolił się tym wykrętem, ale Bianchon nie.
— Haha! on teraz ogląda próchnicę kolana w kościele! Był na mszy, powiedział sobie intern.
Bianchon postanowił sobie śledzić Despleina; przypomniał sobie dzień, godzinę, w której zeszedł go wchodzącego do Saint-Sulpice, i postanowił, przyjść na rok następny w tym samym dniu i o tej samej godzinie, aby się przekonać czy go spotka, znowu. W takim razie, ta perjodyczna dewocja uprawniałaby naukowe zbadanie; nie mogło bowiem być u takiego człowieka jaskrawej sprzeczności między myślą a czynem. Następnego roku, w wiadomym dniu i godzinie, Bianchon, który nie był już internem Despleina, ujrzał powozik chirurga, zatrzymujący się na rogu ulicy du Tournon i ulicy Petit-Lion, skąd przyjaciel jego sunął jezuickim krokiem wzdłuż murów Saint-Sulpice. Wszedł, i znowuż wysłuchał mszy przed ołtarzem Najświętszej Panny. Był to Desplein, naczelny chirurg, ateusz in petto, bigot z przypadku. Intryga wikłała się. Wytrwałość tego znamienitego uczonego komplikowała wszystko. Kiedy Desplein wyszedł, Bianchon zbliżył się do zakrystjana, który robił
Strona:PL Balzac - Pierwsze kroki; Msza Ateusza.djvu/237
Ta strona została przepisana.