Strona:PL Balzac - Pierwsze kroki; Msza Ateusza.djvu/53

Ta strona została przepisana.

ki młodych ludzi tyczą jego, udał głęboką obojętność. Zaczął nucić piosenkę spopularyzowaną wówczas przez liberałów, ze słowami: To wina Woltera, to wina jest Russa. Zachowanie to sprawiło zapewne, że go wzięli za pisarczyka od adwokata.
— O, to może chórzysta z Opery.
Biedny Oskar żachnął się zrozpaczony, podniósł poręcz i rzekł do Pietrka: — Kiedy jedziemy?
— Natychmiast, odpowiedział woźnica, który trzymał bat w ręce i spoglądał w ulicę d’£nghien.
W tej chwili urozmaicił scenę młody człowiek prowadzący z sobą typowego urwisa; za nimi szedł posłaniec, wlokąc wózek przy pomocy sznura. Młody człowiek zagadnął poufnie Pietrka, który kiwnął głową i zaczął wołać stajennego. Stajenny nadbiegł, aby pomóc wyładować wózek, który, poza dwiema walizkami, zawierał wiadra, szczotki, skrzynki dziwnego kształtu, niezliczoną ilość paczek i przyborów, które młodszy z przybyłych, wdrapawszy się na imperjałkę, ładował z taką chyżością, że biedny Oskar, uśmiechający się do matki stojącej wciąż na posterunku po drugiej stronie ulicy, nie spostrzegł żadnego z tych przyborów, które mogły mu zdradzić rzemiosło nowych towarzyszów podróży. Urwis, chłopak szesnastoletni, miał na sobie szarą bluzę, przepasaną lakierowanym skórzanym paskiem. Zuchowato nasadzona na bakier czapeczka, zarówno jak malowniczy nieład ciemnych i obfitych puklów, zwiastowały wesoły