brzuchaczy; z kwadratowemi barami, z pudrowanym harcapem, ubrany był w niebieską płócienną kurtkę. Białe kamasze, sięgające powyżej kolan, zachodziły na aksamitne prążkowane spodnie, zapięte na srebrne klamry. Podkute trzewiki ważyły po dwa funty każdy. Trzymał w ręku prostą laseczkę z grubym końcem, przywiązaną rzemykiem u garstki.
— Pan się nazywa ojciec Léger, rzekł poważnie Jerzy, kiedy dzierżawca silił się postawić nogę na stopniu.
— Do usług pańskich, rzekł dzierżawca ukazując twarz podobną do twarzy Ludwika XVIII-go, o szerokich rumianych policzkach, i nosie który na każdej innej twarzy wydałby się olbrzymi. Uśmiechnięte oczy tonęły w walkach tłuszczu. — No, podaj mi rękę, chłopcze, rzekł do Pietrka.
Stajenny i jego pan podsadzili dzierżawcę, przy okrzyku: — W górę, hoop! wydanym przez Jerzego.
— Och, ja nie jadę daleko, jadę tylko do Piwnicy[1], rzekł dzierżawca odpowiadając żarcikiem na żart.
We Francji wszyscy rozumieją się na żartach.
— Siadaj pan z tyłu, rzekł Pietrek, będzie panów sześciu.
— A wasz drugi koń, spytał Jerzy, czy jest równie fantastyczny jak trzeci koń pocztowy?
- ↑ La Cave, po franc. piwnica.