Strona:PL Balzac - Pierwsze kroki; Msza Ateusza.djvu/63

Ta strona została przepisana.

dochowasz sekretu o który cię prosiłem, rzekł hrabia z cicha, ujmując Pietrka za ramię.
— Och! moje tysiąc franków, powiedział sobie Pietrek mrugnąwszy do pana de Sérisy okiem w sposób znaczący: Może pan na mnie liczyć.
Oskar i Jerzy zostali w pojeździe.
— Słuchajno, Pietrek, skoro wam Pietrek na imię, wykrzyknął Jerzy gdy na szczycie podróżni wsiedli z powrotem, jeżeli nie zamierzacie jechać szybciej, powiedzcie mi, płacę za miejsce i najmuję szkapę w Saint-Denis, mam pilne sprawy które mogłyby ucierpieć na zwłoce.
— Och, on pojedzie dobrze, rzekł stary Léger. Zresztą, droga nie jest daleka.
— Nigdy się nie spażniam więcej niż pół godziny, odparł Pietrek.
— Ostatecznie, nie wieziecie papieża, nieprawdaż? rzekł Jerzy: zatem, walcie.
— Nie powinniście robić różnicy, i jeżeli boicie się zanadto wytrząść tego pana, rzekł Mistigris wskazując hrabiego, to niesprawiedliwie.
— Wszyscy podróżni są równi wobec kukułki, jak Francuzi wobec konstytucji, rzekł Jerzy.
— Bądźcie panowie spokojni, rzekł stary Leger, będziemy w La Chapelle przed południem.
La Chapelle jest to wioska sąsiadująca z rogatką Saint-Denis.
Każdy, kto podróżował, wie, że osoby zebrane przypadkowo w pojeździe nie nawiązują stosunków natychmiast: z wyiątkiem rzadkich okoliczności,