Strona:PL Balzac - Pierwsze kroki; Msza Ateusza.djvu/68

Ta strona została przepisana.

— Kawalarz ten czerwonoskóry, szepnął Jerzy do Oskara. A co! nie mówiłem? dodał głośno. Ja się z tem nie kryję, ubóstwiam Cesarza...
— Służyłem pod nim, rzekł hrabia.
— Co za człowiek! nieprawdaż? wykrzyknął Jerzy.
— Człowiek, któremu wiele zawdzięczam,, odparł hrabia z wybornie udaną głupkowatą miną.
— Swoje ordery?... rzekł Mistigris.
— A ile on zażywał tabaki! odparł pan de Sérisy.
— Och, miał ją nawet po kieszeniach, rzekł Jerzy.
— Powiadano tak, rzekł ojciec Léger z miną niedowierzającą.
— Ale jeszcze więcej, żuł tytoń i palił. Widziałem go palącego, i to w bardzo zabawny sposób, pod Waterloo, kiedy marszałek Soult wziął go wpół i wrzucił go do powozu, w chwili gdy chwycił fuzję i chciał lecieć na Anglików!...
— Był pan pod Waterloo? rzekł Oskar, którego oczy się rozszerzyły.
— Tak, młodzieńcze, odbyłem całą kampanję w 1815. Byłem kapitanem pod Mont-Saint-Jean, i cofnąłem się za Loarę, kiedy nas rozpuszczono. Na honor, mierziła mnie Francja, nie mogłem tam wytrzymać. Nie byłbym się dał nakryć. Toteż wstąpiłem z paroma chwatami, Selves, Bessonem i innemi jeszcze, którzy są w tej chwili w Egipcie, w służbę paszy Mohameda, ciekawego urwipołcia, możecie mi uwierzyć! Niegdyś był prostym handlarzem tytoniu w Cavalle, a teraz gotuje się