Strona:PL Balzac - Pierwsze kroki; Msza Ateusza.djvu/74

Ta strona została przepisana.

dzieli Saint-Denis od Pierrefitte, słońce wypiło właśnie ostatnie delikatne mgły spowijające swym przezroczystym welonem widoki tej słynnej okolicy.
— I cóż, czemu pan się rozstał ze swym przyjacielem paszą? spytał ojciec Léger Jerzego.
— To był łobuz na gruby kamień, odparł Jerzy z miną, która dawała wiele do myślenia. Wyobraźcie sobie, powierza mi dowództwo swojej kawalerjiL. Doskonale.
— A, to dlatego ma ostrogi, pomyślał biedny Oskar.
— Za mego czasu, Ali z Teleben miał kłopoty z Kosrefem-paszą: też drugi ananas! Nazywacie go tutaj Szoref, ale nazwisko jego wymawia się po turecku Kosru. Musieliście czytać swego czasu w dziennikach, że stary Ali wygrzmocił porządnie Kosrefa. Otóż, gdyby nie ja, Ali z Teleben dostałby wcieranie o wiele wcześniej. Byłem na prawem skrzydle i widzę Kosrefa, starego wygę, jak wali w nasze centrum... Haha! to był atak, nie powstydziłby go się sam Murat! Dobra! Odczekuję, i w stosownej chwili walę na nich co sił; przecinam na dwoje kolumnę Kosrefa, który przeleciał za centrum i znalazł się bez osłony. Rozumiecie... A, ba! po bitwie, Ali uściskał mnie...
— To się robi na Wschodzie? spytał hrabia de Sérisy z głupia frant.
— Tak, panie, odparł malarz, to się robi wszędzie.
— Pędziliśmy Kosrefa przez trzydzieści mil... jak na polowaniu, het! ciągnął Jerzy. To kawale-