Strona:PL Balzac - Pierwsze kroki; Msza Ateusza.djvu/85

Ta strona została przepisana.

— Jeżeli pan będzie wciąż przerywał, rzekł Oskar, nigdy nie dojdziemy do końca.
— Zresztą ten pan nie do pana się zwraca, rzekł Jerzy do hrabiego.
— To nie jest grzecznie przerywać, rzekł sentencjonalnie Mistigris, ale wszyscyśmy to robili, i stracilibyśmy wiele, gdybyśmy nie przeplatali rozmowy bystrą i zajmującą wymianą myśli. Wszyscy Francuzi są równi w kukułce, powiedział wnuk wielkiego Jerzego. Mów tedy dalej, sympatyczny starcze, bujaj nas. To się praktykuje w najlepszych towarzystwach; zna pan przysłowie: Kiedyś wlazł między wrony, bujaj jak i one.
Opowiadono mi cuda o Dalmacji, podjął Schinner, jadę tam zatem, zostawiając mego malca w Wenecji w gospodzie.
— W locanda, rzekł Mistigris, zachowajmy barwę lokalną.
— Zara, to istne szkaradzieństwo.
— Tak, rzekł Jerzy, ale ufortyfikowane.
— Bagatela! rzekł Schnner, fortyfikacje odgrywają dużą rolę w mojej przygodzie. W Zara jest zatrzęsienie aptekarzy, staję u jednego z nich. Zagranicą wszyscy głównie się trudnią odnajmowaniem pokoji, inne rzemiosła są tylko dodatkiem. Wieczorem, zmieniwszy bieliznę, staję na balkonie. Otóż, na balkonie naprzeciwko, widzę kobietę, och! co za kobietę, Greczynkę, to wystarczy, najpiękniejszą kobietę w całym mieście: oczy jak migdały, powieki jak firanki, a rzęsy jak pendzle; twarz, której owal przywiódłby Rafaela do szaleństwa,