mienie, wszystkie usta zieją przekleństwem, i te żagwie płonącej nienawiści odcinają się na tle straszliwego krzyku: „Na śmierć! Śmierć mordercy!“... który zdaleka dochodzi niby akompaniament basu...
— Więc oni krzyczeli po francusku ci Dalmatyńcy? spytał hrabia Schinnera; pan nam opowiada te scenę tak, jakby się panu zdarzyła wczoraj[1].
Schinner urwał zmieszany.
— Ruchawka przemawia wszędzie tym samym językiem, rzekł głęboki znawca ludzi Mistigris.
— Wreszcie, podjął Schinner, kiedy się znalazłem w tamecznym sądzie, przed obliczem miejscowych sędziów, dowiaduję się, że przeklęty korsarz zginął otruty przez Zenę. Byłbym rad w tej chwili móc zmienić bieliznę. Słowo honoru nie wiedziałem nic o tym melodramacie. Zdaje się, że Greczynka dodawała opium (tyle tam rośnie maku w tym kraju!) do grogu swego piraty, aby mu ukraść chwilkę swobody i móc iść na przechadzkę; otóż, poprzedniego dnia nieszczęśliwa kobieta pomyliła dawkę. Olbrzymi majątek przeklętego piraty był przyczyną całego nieszczęścia biednej Zeny; ale wytłómaczyła rzeczy tak poprostu, że, na zeznanie starej, wypuszczono mnie natychmiast na wolność, z zaleceniem mera i austryjackiego komisarza policji abym się udał do Rzymu. Zena, która ustąpiła znaczną część bogactw
- ↑ Kawalerskie gospodarstwo.