Oskar chciałby być dość silny aby wyszturchać Mistigrisa.
— Jakto, rzekł wskazując pułkownika Jerzego, ośm franków wino i placuszki, dwa franki cygara, a śniadanie będzie go kosztowało...
— Conajmniej dziesięć franków, odparł Mistigris, ale cóż! Ziarnko do ziarnka.
— A ba, ojcze Léger, wypijemy sobie buteleczkę Bordeaux, rzekł Jerzy do rolnika.
— Śniadanie będzie go kosztowało dwadzieścia franków! wykrzyknął Oskar. To już trzydzieści kilka franków.
Zmiażdżony poczuciem własnej nicości, Oskar usiadł na słupku kamiennym przy bramie i utonął w dumaniach, nie uważając że w tej pozycji podciągnięte spodnie odsłaniają podrabiane skarpetki, arcydzieło matczyne.
— Jesteśmy bracia po skarpetkach, rzekł Mistigris unosząc nieco spodni i pokazując podobny obraz; skarpetki sjamskie.
Koncept ten sprowadził uśmiech na twarz pana de Sérisy, który stał z założonemi rękami w bramie za pasażerami. Mimo wszystkich niedorzeczności tych młokosów, poważny mąż stanu zazdrościł im ich błędów, podobały mu się ich przechwałki, podziwiał żywość ich konceptów.
— No i cóż, dostaniecie, ojcze, Moulineaux, bo pojechaliście po talary do Paryża, rzekł oberżysta do ojca Léger, któremu pokazał właśnie w stajni konika na sprzedaż. To byłby dobry
Strona:PL Balzac - Pierwsze kroki; Msza Ateusza.djvu/93
Ta strona została przepisana.