Strona:PL Balzac - Pierwsze kroki; Msza Ateusza.djvu/97

Ta strona została przepisana.

żysta. Nie zjesz z nami śniadania? Pułkownik płaci wino po pięćdziesiąt su i butelkę szampana.
— Nie mogę. Mam rybę, którą muszę oddać w Stors o trzeciej na wielki obiad, a niema żartów z temi klientami, i z rybą także.
— A więc, rzekł ojciec Léger do oberżysty, zaprzęgnijcie do swego wózka konika którego chcecie mi sprzedać, dopędzicie z nami Pietrka, zjemy śniadanie w spokoju i będę mógł osądzić co koń wart. Zmieścimy się we trzech na twojej biedce.
Ku wielkiemu zadowoleniu hrabiego, Pietrek sam poszedł zaprzęgać. Schinner i Mistrigis poszli naprzód. Zaledwie Pietrek, który wziął do wehikułu dwóch artystów na drodze z Saint-Brice do Poncelles, dosięgnął szczytu wzgórza, skąd widać Écouen, wieżę w Messil i lasy okalające cudny krajobraz, kiedy tentent konia, wiozącego galopem kabrjolet, oznajmił ojca Léger i pułkownika, którzy zajęli miejsce w powozie. Skoro Pietrek skręcił w wazką dróżkę aby zjechać do Moisselles, Jerzy, który cały czas rozmawiał z ojcem Léger o piękności gospodyni w Sain-Brice, wykrzyknął:
— Cóż! ładny mamy tu widok, panie artysto?
— Ba, cóż to jest dla pana, który widziałeś Wschód i Hiszpanję!
— I mam stamtąd jeszcze dwa cygara! Jeżeli nikt nie ma nic przeciwko temu, czy chce je pan skończyć, panie Schinner? bo ten chłopczyna miał dosyć po dwóch pociągnięciach.