Strona:PL Balzac - Podróż do Polski.djvu/116

Ta strona została przepisana.

jeszcze nie koniec. Stanowczo moja natura opiera się aklimatyzacji. Ten kraj jest niemożliwy dla temperamentów nerwowych. Zbyteczne jest mówić, do jakiego stopnia jestem wychudły i osłabiony.
...A teraz, kiedy wyjadą? Nie można nic wiedzieć. Po pierwsze, Galicja jest pełna zbrojnych band, które, wedle pewnych wiadomości, napadają w biały dzień. Musiałaś czytać w Debatach, że w okolicach Krakowa ogłoszono stan wojenny i że są wojska mające poskromić tych bandytów. Trzeba tedy czekać, aż wróci porządek. Przytem czekamy dopiero odwilży. Kiedy jest odwilż, drogi są nie do użycia; trzeba aby grunt stężał, a przytem moje rzeczy muszą iść dziesięć dni przedemną.
Gdyby moje tak pieszczone nadzieje ziściły się, byłoby to jeszcze opóźnienie kilku dni: trzebaby jechać do Kijowa, dla zalegalizowania moich papierów. Pod tym względem wszystko jest możliwe, bo tych kilka kolejnych chorób, cierpienia złączone z okresem aklimatyzowania się, które dzięki przywiązaniu zniosłem z uśmiechem, bardziej wzruszyły tę piękną duszę niż ją przeraża, jako rozsądną kobietę, trochę drobnych długów jakie mam jeszcze do spłacenia. Widzę, że wszystko pójdzie dobrze...

DO PANI LAURY SURVILLE, W PARYŻU
Wierzchownia, 15 marca 1850.
Droga siostro!

Wczoraj w Berdyczowie, w kościele parafialnym św. Barbary, delegat biskupa żytomierskiego, święty i cnotliwy kapłan, we wszystkiem podobny do naszego księdza Hinaux, spowiednika księżnej Angoulême, pobłogosławił i skojarzył moje małżeństwo. Jest tedy od dwudziestu czterech godzin pani Ewa de Balzac, z domu hrabianka Rzewuska, czyli pani Honorjuszowa de Balzac, czyli pani de Balzac starsza. To nie jest już tajemnica i, jak widzisz, oznajmiam ci ją corychlej.