Ani też jej, najukochańszej (pani de Berny), zazdrosnej o mnie bardziej jeszcze niż matka o mleko swoje, które daje dziecku! Nie lubi Cudzoziemki, właśnie dlatego, że „Cudzoziemka“ tak bardzo mi odpowiada.
Wreszcie nie jej, która chce mieć swoją codzienną porcję miłości i która, mimo że lubieżna jak tysiąc kotek, nie ma ani wdzięku ani kobiecości.
Ten pierwszy pobyt trwał pięć dni i spłynął nijako. Kochankowie zaledwie mogli uszczknąć parę chwil poufniejszej rozmowy. Ale w miesiąc potem następuje nowe spotkanie w Genewie, i tu już zobopólna skłonność wybucha prawdziwą namiętnością. Balzac
musi wręcz hamować swoją Cudzoziemkę, która chciałaby wszystko
rzucić i jechać za nim do Paryża. Kiedy Balzac kreśli w albumie
to zdanie: „Wielcy ludzie są jak skały, czepiają się ich tylko ostrygi“, Ewa dopisuje: „w takim razie ja jestem ostrygą“...
Po kilku tygodniach pełnego szczęścia, zaledwie zmąconego
obecnością męża, którego Balzac umiał również oczarować, — rozłączenie. Mówią nam o niem listy Balzaka, oddychające miłością,
tęsknotą. Żyje nadzieją spotkania ukochanej we Włoszech, ale prace jego — jest wówczas w największej furji twórczości — sieć jego
straszliwie powikłanych interesów, wszystko trzyma go w Paryżu.
Znów musi mitygować Ewę, gdy ta chce na skrzydłach miłości lecieć
do niego: cóżby z nią począł, w dwuznacznej pozycji, w Paryżu,
w pełni swoich zatrudnień i kłopotów. „Aniele mój, żadnych szaleństw. Nie, nie opuszczaj swego palika, biedna spętana kózko.
Twój kochanek przybiegnie, kiedy zawołasz. Ale przestraszyłaś
mnie“... Stanowczo woli kochać na odległość możną, wykwintną
i czarującą „hrabinę“.
Nadzieja spotkania się we Włoszech zawiodła, Balzac nie mógł
opuścić Paryża. W lecie r. 1835, państwo Hańscy wracają całym