dworem do Wierzchowni. Kochankowie nie widzieli się rok, nie
zobaczą się Bóg wie jak długo. Wówczas Balzac rzuca wszystko,
prace, wierzycieli, pędzi do Wiednia, aby pożegnać kochankę, zanim jego Ewa przepadnie w niedostępnych stepach ukraińskich.
Drogę do Wiednia obliczał na dziesięć dni: miał zabawić cztery
dni i wrócić! I jeszcze, w ciągu tych czterech dni, zamierzał zwiedzić pola bitwy pod Wagrain i Essling, potrzebne mu do jego epopei napoleońskiej której nie napisał.
Został w Wiedniu trzy tygodnie, zapominając o wszystkiem.
Wszystkie nieporozumienia, żale, spowodowane jego opieszałością,
rozpłynęły się we wzajemnej tkliwości. Na wyjezdnem Balzac pisze do ukochanej:
Bo, od czasu pobytu w Genewie, Honorjusz i Ewa uważają się
za narzeczonych. Mieli czekać na siebie, aż pani Ewa... zostanie
wdową. Pan Hański miał pięćdziesiąt parę lat. Osobliwe były obyczaje Romantyzmu.
Było to w czerwcu r. 1835. Balzac miał ujrzeć panią Hańską
aż po siedmiu latach w lipcu r. 1843, istotnie jako wdowę.
Siedem lat! kawał czasu. Gdyby brać dosłownie wszystko co
pisał Balzac swojej „cudzoziemce“, możnaby myśleć, że tych siedem lat wypełnia mu jedynie myśl o niej. Było może trochę inaczej; ale chce aby w to wierzyła. Stworzył nawet na jej intencję
swoją słynną „teorję czystości“, którą niektórzy cnotliwi historycy literatury wzięli tak dosłownie. W istocie życie jego było bardzo wypełnione. Olbrzymia produkcja literacka, borykanie się z wymykającą się wciąż fortuną, fantastyczne plany i przedsięwzięcia oraz wynikające stąd kłopoty finansowe, długi, których ciężar miał za