nego z moich towarzyszów niedoli, który śniadał również, ową uwagę, z jaką ogląda się nieszczęśliwe małpy sawańskie, zwane sławami europejskiemi, do których słusznie czy niesłusznie należę. Ale, mimo mojej rzekomej znajomości serca ludzkiego, absolutnie nie wiedziałem, czy nieznajomy był mi przyjazny czy wrogi. Żartuje się z roli trafu u autorów dramatycznych, ale oto co mi się zdarzyło. Pani Kisielew wspominała mi w Paryżu o swojej bratowej, z domu Potockiej, mojej znajomej od dwunastu lat, żonie rosyjskiego ambasadora, która sobie buduje pałac w Palermo. Wchodząc do poczekalni aby tam zająć miejsce, spostrzegam na peronie z desek panią Kisielew i całą jej rodzinę, wraz z panią Olgą Naryszkin, jej siostrą; ta królowa Homburga wracała do pałaców z kart swojej rezydencji. No i jesteśmy oczywiście w jednym wagonie. Te panie znały przyjaciół, do których jechałem, bo Potoccy spowinowaceni są z wszystkiemi rodzinami w Polsce, ucięliśmy tedy dobrą pogawędkę od Brukseli do Kolonji. Ponieważ komora była niezbyt bita we francuzczyźnie, te panie oddały mi ogromną przysługę, wydobywając moje bagaże z pośród tysiąca waliz wyrzucanych przez gardziele furgonów. Ten zalew bagażów na tak małej przestrzeni jest jednym z największych idjotyzmów biurokratycznych. Gdyby nie te panie, które były cudownie uprzejme, byłbym się rozbił, ja i moje walizy, na tej rafie, bo nikt nie mówił po francusku, a była dziewiąta wieczór, czas niezbyt sposobny dla znalezienia tłumacza. Pożegnałem się wesoło-melancholicznie z mojemi opiekunkami, wkraczałem bowiem w pustynię, jaką stwarza dla podróżnika absolutna nieznajomość języków. Zrozumiałem doniosłość Zielonych Świątek. Dziś cud ten spełnia się zapomocą odrobiny inteligencji, trzydziestu su za godzinę i dużo pamięci. Gospodarz z hotelu Reńskiego gościł mnie już raz, mam zaś na szczęście fizjognomję dosyć wyrazistą aby jej nie zapomnieć; w istocie, zacny ten oberżysta zaopiekował się mną tak, że znalazłem się na peronie nazajutrz o piątej rano.
Oto pomykam ku Hamm bez towarzysza więzienia w wagonie,
Strona:PL Balzac - Podróż do Polski.djvu/33
Ta strona została przepisana.