Strona:PL Balzac - Podróż do Polski.djvu/41

Ta strona została przepisana.

gdzie zdarzyły mi się dwie podobne przygody, wzięto moją żywość za pijaństwo, której-to opinji — przyznaję — moja rumiana cera daje niejakie prawdopodobieństwo. Ta rewolucja wszczęta przeze mnie jednego sprowadziła na widownię wyższego urzędnika, który mówił po francusku i który zrozumiał doniosłość tej pomyłki, zwłaszcza dla człowieka nie umiejącego po niemiecku: kazał załadować moją walizę do wagonu mysłowickiego, upewniając mnie, że nigdy nie zdarzyła się podobna zbrodnia obrazy walizy, w co uwierzyłem, widząc powszechne zdumienie jakie wiadomość o tym fakcie rozlała na wszystkich tych niemieckich fizjognomjach.

francuska odniosła nad niemiecką flegmą, wszyscy bowiem wydawali okrzyki Mein Gott, Terteifel, które dowiodły tej setce pasażerów, że ja nie byłem pijany i że słuszne były moje okrzyki: A moi! A moi! które-to okrzyki wznieciły istny popłoch, rozwinąłem bowiem skarby głosu. Rad byłem z tego zwycięstwa, jakie niecierpliwo które zachowuję sobie na to, aby kiedyś uśmierzać burze parlamentu. Nasi wnukowie nie będą wiedzieli nigdy, na jakie przykrości narażały ich dziadków te przerwy w linjach kolejowych; oni, którzy zastaną całą Europę polinjowaną żelazem i urządzoną jak fortepian: skoro staną na jednym końcu klawisza, kolej żelazna wyrzuci ich tak, jak muzyk wyrzuca nutę, u celu podróży.
Kiedyśmy się z trudem wlekli do Krakowa ciągnieni przez dychawiczną lokomotywę, która, opalana drzewem sosnowem, szła wolniej niż nasz dyliżans do Bordeaux, poradzono mi, abym został w Gleiwitz zamiast jechać aż do Mysłowic. Mimo że z Mysłowice jest tylko trzy mile do Krakowa, trzeba (powiedziano mi) posyłać po konie do Krakowa; otóż, przy powolności, jaka cechuje Niemców, można zostać dziesięć albo dwanaście godzin w szczerem polu w Mysłowicach i spędzić tam noc, aby się w końcu dowiedzieć, że niema powozu. Gleiwitz jest to małe miasteczko, z którego odjeżdża wehikuł, dyliżans, wprost do Krakowa. Obaj z adjutantem rosyjskim byliśmy tego samego zdania, wysiedliśmy w Gleiwitz. Boże miłosierny! te okolice usprawiedliwiają najzupełniej myśl owego